Jeśli czytaliście kącik retro kilka tygodni temu to pamiętacie zapewne
artykuł w którym nawiązywałem do miejsca, które stało się dla
mnie i moich znajomych cyfrowym eldorado. Miejsce to wielbię
bezgranicznie, wznosząc je na piedestał kilkanaście lat wstecz, bowiem
to ten lokal stworzył solidną konstrukcję dla mojej cyfrowej przygody,
która trwa nieprzerwanie do dnia obecnego. Przed Wami potężna porcja
materiału!!!
Pamiętam zadymione sale pełne krzyków i głośnych rozmów
przy lejącym się strumieniami piwie oraz anonimowe twarze i osoby,
które przewijały się tam nieprzerwanie od lat. Jedna z trzech
sal z której dochodziły dźwięki zbijanych bilardowych kul
była dość obszerną powierzchnią, najczęściej zapełnioną dziećmi i młodzieżą, która jak to zazwyczaj bywało, miała pierwszeństwo w
kwestii okupowania poszczególnych stanowisk do grania. Na środku sali
stał bilardowy stół a przy jednej ze ścian fliper, natomiast w rogu
pomieszczenia znajdował się automat do gier. I to właśnie ten tajemniczy kąt okazał się skrawkiem wielbionej przeze mnie przestrzeni!
Wozu na kółkach w środku którego rozkoszowaliśmy się wirtualnymi lokacjami nie było już od kilku lat. Artykuł o tym specyficznym miejscu pisałem kiedyś tutaj. Po miesiącach cyfrowej posuchy, nowego ducha elektronicznej zabawy tknął niespodziewanie znajdujący się nieopodal bar, który oprócz serwowania mocnych trunków, postanowił zaoferować klientom automaty do gier!
Od momentu którym dowiedziałem się z kolegami, że w miejscówce, którą do tej pory omijałem z daleka, znajdują się stanowiska z grami video, przydrożny pub stał się dla nas najważniejszym obiektem
w miejscowości. Nie było dnia w którym po szkole przeszlibyśmy obojętnie obok metalowych drzwi, które otwierały się wyjątkowo opornie i zatrzaskiwały z niemałym łoskotem. Jako dzieciaki musieliśmy nieźle się nagimnastykować aby znaleźć się w środku. Po wejściu już tylko parę kroków dzieliło nas od "wirtualnego raju". Za każdym razem kiedy wrota z hukiem zatrzaskiwały się, podchmielone i uśmiechnięte twarze mierzyły wzrokiem nowo przybyłych gości. Jako dziecko zawsze starałem się jak najszybciej przebiegnąć do następnej sali aby uniknąć niepotrzebnych zaczepek i komentarzy ze strony osobników napakowanych procentami, haha!
w miejscowości. Nie było dnia w którym po szkole przeszlibyśmy obojętnie obok metalowych drzwi, które otwierały się wyjątkowo opornie i zatrzaskiwały z niemałym łoskotem. Jako dzieciaki musieliśmy nieźle się nagimnastykować aby znaleźć się w środku. Po wejściu już tylko parę kroków dzieliło nas od "wirtualnego raju". Za każdym razem kiedy wrota z hukiem zatrzaskiwały się, podchmielone i uśmiechnięte twarze mierzyły wzrokiem nowo przybyłych gości. Jako dziecko zawsze starałem się jak najszybciej przebiegnąć do następnej sali aby uniknąć niepotrzebnych zaczepek i komentarzy ze strony osobników napakowanych procentami, haha!
Od czasu kiedy w lokalu pojawiła się wirtualna inicjatywa,
przewinęło się przez tamto miejsce wiele tytułów mniej lub bardziej
ciekawych ale pewnego dnia fascynacja automatem sięgnęła szczytu
kiedy dorwaliśmy
z kumplami produkcję Pit Fighter! Zachwytów wśród zainteresowanych nie było końca. W tym okresie co sił pędziłem do lokalu po lekcjach aby zająć stanowisko z grą zanim jeszcze pojawią się tam chłopaki ze starszych klas.
z kumplami produkcję Pit Fighter! Zachwytów wśród zainteresowanych nie było końca. W tym okresie co sił pędziłem do lokalu po lekcjach aby zająć stanowisko z grą zanim jeszcze pojawią się tam chłopaki ze starszych klas.
Wparowaliśmy z
rówieśnikami z impetem do środka. Ku naszemu zdziwieniu w sali z grami
nie było żywej duszy. Zamówiliśmy kilka żetonów i dopadliśmy do stanowiska. Była to dla mnie historyczna chwila, ponieważ wtedy po raz pierwszy zagrałem w produkcję Atari Games z 1990 roku, ponieważ wcześniej nie dopchałem się wśród tłumów do automatu i było mi dane jedynie oglądać z daleka walki starszych kolegów.
Swego
czasu miała miejsce sytuacja w której udało mi się zakupić wyjątkowo
sporą ilość doładowań. Potyczkom przyglądał się chłopak kilka lat
starszy. Licząc na doprowadzenie przygody do finału, poprosiłem go aby w razie mojej krytycznej sytuacji w grze wrzucał mi żetony. Zgodził się. Wsypałem mu garść monet do rąk.
Nie zdołałem wygrać ale okazało się potem, że ów jegomość zwyczajnie
zakosił mi kilka metalowych pieniążków! Oczywiście nie mając odwagi upomnieć się do starszego o swoje, zwyczajnie opuściłem lokal. Chłopak do dnia dzisiejszego mieszka w
mojej miejscowości i czasami widując go na ulicy momentalnie powracają tamte niemiłe wspomnienia, heh.
Rezygnacja ze szkolnej stołówki,
która odpłatnie serwowała bułki i herbatę była na porządku dziennym. W
ten sposób zaoszczędzone co dzień parę złociszy w zupełności wystarczało
aby skopać tyłki w Pit Fighter choćby w kilku
początkowych levelach. Zdarzało się również, że jakiekolwiek kieszonkowe
pozwalały na odwiedzanie baru w późnych godzinach popołudniowych lub
wczesnym rankiem w weekendy. Mimo obczajenia najdogodniejszych pór dnia w
których miejscówka świeciła pustkami, nigdy moje umiejętności nie
pozwoliły mi na to aby ukończyć bijatykę. Najczęściej brakowało
zwyczajnie kasy na żetony lub przeszkodą okazywała się któraś z zaimplementowanych postaci, która skutecznie rozpracowywała moją taktykę.
Jednak nigdy nie oznacza zawsze. Pewnego wieczoru tata zrobił mi taki prezent, że przeszedł on moje najskrytsze oczekiwania! Lokal był czynny do godziny 22:00. Szef baru był znajomym mojego ojca a tata znając moją pasję nieoczekiwanie zabrał mnie tam tuż po zamknięciu miejscówki! Dla mnie jako dzieciaka było to coś fantastycznego! Do końca życia nie zapomnę uczucia kolosalnej fascynacji kiedy dowiedziałem się, że automat należy dzisiejszej nocy tylko i wyłącznie do mnie!
Właściciel ponabijał całe mnóstwo żetonów ale i to nie wystarczyło abym spokojnie ukończył produkcję Atari Games. Pamiętam
jeden moment przy końcu gry kiedy wykorzystałem wirtualne życia i
zaczęło się końcowe odliczanie. Właściciel lokalu dosłownie w ostatniej chwili załadował kontynuację i takim oto sposobem zaliczyłem jeden z pierwszych tytułów w mojej historii grania!!! Klimat wszechogarniającej ciszy i pustki dodawał wtedy enigmatycznego klimatu a
do moich uszu dochodziły jedynie urywane głosy konwersujących.
BOHATEROWIE
Do wyboru mamy jednego z trzech osiłków. Każdy z nich posiada atak specjalny i wyróżnia się czymś szczególnym. „TY”
to mistrz kickboxingu. Ma niezłą rzeźbę i wyprowadza - głownie w
powietrzu - szaleńcze ataki nogami, następstwem czego jest okrzyk
wieńczący sukces. Chodzenie na rękach nie stanowi dla niego wyzwania.
Napakowany „BUZZ” straszy
posturą. Jest zapaśnikiem i kiedy dopadnie ofiarę to rzuca nią jak mało kto. Jego ruchy są
trochę ociężałe. Po każdej efektownej kombinacji ciosów chwali się swoją
muskulaturą.
Z kolei „KATO” ma
trzeci stopień czarnego pasa. Posiada mega szybkość w rękach i stosuje przeróżne
kombosy. Po udanej akcji wyje z zachwytu w specyficznej postawie. Paleta
zagrań wszystkich zawodników była pokaźna i zróżnicowana przez co walki wyglądały na wybitnie emocjonujące i widowiskowe!!!
Odpowiednie wykorzystanie umiejętności poszczególnych "fajterów" w ulicznych pojedynkach, wiązało się
z zastosowaniem trafnego timingu i wyczucia. Kod hulał dość płynnie, czasami nieznacznie gubiąc klatki.
z zastosowaniem trafnego timingu i wyczucia. Kod hulał dość płynnie, czasami nieznacznie gubiąc klatki.
PRZECIWNICY
W pierwszej misji ścieramy się z grubasem w masce, który przypomina poniekąd szaleńców z popularnych wrestlingów. Kolo ma lekką nadwagę, mimo tego świeci nienaganną muskulaturą.
Przyodziany jest
w obcisłe spodnie i lekkie, wysokie obuwie. W walce najczęściej używa nóg ale wysokość kopnięcia pozostawia sporo do życzenia. Na bliższą odległość lepiej z nim w szranki nie stawać, ponieważ przy wykorzystaniu swoich grubych rąk i cielska potrafi nieźle nabruździć. Gość groźnie wyglądający z racji nałożonej maski.
w obcisłe spodnie i lekkie, wysokie obuwie. W walce najczęściej używa nóg ale wysokość kopnięcia pozostawia sporo do życzenia. Na bliższą odległość lepiej z nim w szranki nie stawać, ponieważ przy wykorzystaniu swoich grubych rąk i cielska potrafi nieźle nabruździć. Gość groźnie wyglądający z racji nałożonej maski.
Runda druga pozwala nam spróbować swoich sił z luzakiem i cwaniaczkiem w dresach, odzianego
w koszulkę prezentującą jego niebanalną pracę na siłowni. Murzyn specyficznie stawia kroki i całkiem nieźle opanował sztukę władania kończynami górnymi. Przy obraniu nie najlepszej przez nas taktyki potrafi nieźle wkurzyć przez co walka z nim może przybrać negatywny wydźwięk i stać się bardzo wymagająca. Irytować mogą także jego teksty kierowane pod naszym adresem kiedy oberwiemy. Użycie noża czy skrzyni odkrywa przed nami dostępne patenty i możliwości rozgrywki.
w koszulkę prezentującą jego niebanalną pracę na siłowni. Murzyn specyficznie stawia kroki i całkiem nieźle opanował sztukę władania kończynami górnymi. Przy obraniu nie najlepszej przez nas taktyki potrafi nieźle wkurzyć przez co walka z nim może przybrać negatywny wydźwięk i stać się bardzo wymagająca. Irytować mogą także jego teksty kierowane pod naszym adresem kiedy oberwiemy. Użycie noża czy skrzyni odkrywa przed nami dostępne patenty i możliwości rozgrywki.
Co kilka rund następował przerywnik w postaci walki ze swoim sobowtórem lub rozwałka otoczenia na czas! W obydwu przypadkach po efektywnych uderzeniach otrzymywaliśmy sporą ilość kasy.
Ceremonia wręczania gotówki przy użyciu charakterystycznych dźwięków, odbywała się na wózku widłowym, który już na zawsze pozostanie dla mnie symbolem tej fenomenalnej bijatyki!!!
Kolejny level to starcie z agresywną i skąpo ubraną kobietą rodem z domów rozkoszy, hehe. Miłośniczka sportów walki lubuje się w niezwykle efektownym czesaniu przewrotów i używa w pojedynkach wszystkiego co znajdzie pod ręką. Szczególnie ostrych narzędzi, takich jak noże i ośmioramienne gwiazdy czyli coś
w stylu happa-shuriken, ekwipunku prawdziwego ninja. Pani atakuje z zaskoczenia a uderzenie
z obcasa do przyjemnych nie należy. Rękami i nadgarstkami naszpikowanymi ostrzami, także potrafi zadać niezwykle skuteczny cios.
w stylu happa-shuriken, ekwipunku prawdziwego ninja. Pani atakuje z zaskoczenia a uderzenie
z obcasa do przyjemnych nie należy. Rękami i nadgarstkami naszpikowanymi ostrzami, także potrafi zadać niezwykle skuteczny cios.
Następna walka to pojedynek oko w oko z postawnym jegomościem z tatuażami na rękach, który pewnie pozostawił przed barem swojego harleya i wpadł uzupełnić procenty. Aby życie było kolorowe, zapewne wyzwał nas na pojedynek. Skórzany bezrękawnik, dżinsy z grubym pasem, buty za kostkę i chusta na głowie, to
specyficzna część garderoby niejednego szaleńca na dwóch kółkach. Ręce
miał krótsze od naszego czarnoskórego rywala ale za to o wiele bardziej wyrzeźbione w okolicy bicepsów i ramion. Ciosy zadawał nie byle jakie, o czym mogliśmy się przekonać kiedy dzierżony przez niego w dłoniach kij lądował na naszej skórze. W
jego przypadku o codziennej gimnastyce nie mogło być mowy, bowiem
kopnięcia były może i dość szybkie ale powyżej pasa już nie sięgały. Barowe krzesła roztrzaskiwały się na głowach walczących aż miło.
W piątej odsłonie po raz pierwszy faktycznie czuć było ogromny strach! Kolos miał na sobie slipy
i łańcuchy. Był od nas o dwie głowy wyższy i już na sam widok przeciwnicy mieli pełne portki! Jego znak firmowy sprowadzał się do unoszenia rywala i duszenia go w powietrzu, oraz zadawania niespodziewanego ciosu z tak zwanego „miśka”. W finałowej walce wyskakiwała para takich olbrzymów, którzy urywali się z łańcuchów!
i łańcuchy. Był od nas o dwie głowy wyższy i już na sam widok przeciwnicy mieli pełne portki! Jego znak firmowy sprowadzał się do unoszenia rywala i duszenia go w powietrzu, oraz zadawania niespodziewanego ciosu z tak zwanego „miśka”. W finałowej walce wyskakiwała para takich olbrzymów, którzy urywali się z łańcuchów!
Potem stawaliśmy w szranki z gościem, który pewnie ledwo co wysiadł z pociągu, wracając z bliżej nieokreślonego koncertu heavy metalowego. Napakowany muzyczną adrenaliną rzucił wyzwanie. Metalowiec imponował niecodzienną fryzurą
i ciemnymi okularami oraz dolną częścią garderoby, która zmysłowo
połyskiwała bez użycia koncertowych efektów świetlnych. W ruch szły
nawet kubły na śmieci.
Na swojej drodze napotykaliśmy także wojskowego, który z wyglądu poniekąd przypominał Hitlera. Glany, szara koszulka i moro spodnie ukrywały całkiem dobrego i wytrenowanego zawodnika. Upór i charakter wyćwiczony podczas pobytu na służbie zaprocentował niezwykłą odwagą i umiejętnościami wydostania się z trudnej sytuacji.
W
późniejszej fazie rozgrywki niektóre postacie zaczynały się powtarzać.
Były jedynie inaczej ubrane. Dla przykładu „czarny kolo” wskoczył w
zielone portki i żółtą koszulkę bez rękawów.
W końcowej rozgrywce wyskakiwał wysoki i barczysty człowiek w metalowej masce, wzorowany po części na Vegę z kultowego Street Fightera. Miał na sobie szelki i kilka zdobniczych elementów, trochę lateksu
i coś na kształt kozaków. Czasem wymawiał szeptem naszą klęskę.
Wiadomą
sprawą jest, że jako ostatni boss był najupierdliwszym jegomościem spośród wszystkich lejących się w Pit Fighter. Ostatecznie zostajemy nowym mistrzem i w towarzystwie dwóch lasek i potężnego zastrzyku „zielonych”, cieszymy
się z sukcesu. Otrzymujemy także stosowną notkę o tym, że zwycięzcy nie
biorą narkotyków. Szybki wpis, porównanie rekordów i możemy zaczynać
zabawę od początku.
Atari Studios oferowało również emocjonującą zabawę w kooperacji z kumplami! Wtedy
na planszy znajdowało się więcej przeciwników i gra traciła trochę na
płynności, jednak całość prezentowała się całkiem przyzwoicie. W rogu
ekranu umieszczone paski ukazywały aktualny stan zdrowia pojedynkujących się.
Niesamowicie natomiast zmieniało się i nabierało gigantycznego kolorytu coraz bardziej interaktywne otoczenie! Chociażby ciskanie w oponenta motorem było nie lada pomysłowym i efektownym posunięciem!!! Kije, noże, krzesła, kubły, beczki, nieśmiertelność (zawodnik migał) i inne aktywne elementy dodawały rozgrywce niebanalnego zabarwienia! Publiczność niezwykle żywiołowo reagowała i dopingowała. Niektóre osoby potrafiły nawet wyjść z tłumu i dźgnąć nożem lub uderzyć walczącego albo wyrzucić zawodnika
z powrotem na arenę! W tamtych czasach był to dosłownie niesamowity patent!!!
z powrotem na arenę! W tamtych czasach był to dosłownie niesamowity patent!!!
Wygląd, mimika twarzy i poruszanie się zawodników to było doprawdy mistrzostwo świata!!! Postacie prezentowały się po prostu F-E-N-O-M-E-N-A-L-N-I-E!!! Środowisko przedstawiało dworce kolejowe, parkingi, przystań morską, karczmę, szczyt wieżowca czy ciemne zaułki miasta.
W tle przygrywała świetnie dopasowana muzyka, która zagrzewała do działania. Zmysłowo przedstawiały się również dźwięki ciosów skutecznych i ostatecznych!
Produkcja pojawiła się na wielu sprzętach do gier, między innymi na Commodore 64, Amigę i SNES-a. Pit Figter był dla mnie nieskazitelny i pozbawiony wad. Zaskarbił moje serce maksymalnie i jest z pewnością jedną z najwspanialszych bijatyk w historii gier video!!!
Obecnie przejeżdżam lub przechodzę obok zamkniętego już lokalu każdego dnia i za każdym razem wzrok mimowolnie ucieka w stronę szerokiego budynku w którym już dawno ulotnił się papierosowy dym. Pozwalam umysłowi zatonąć na moment w pięknych, dziecięcych wspomnieniach a ogromna tęsknota tamtych chwil pozostanie w pamięci na zawsze.....
z automatami przeżywały prawdziwe oblężenie!!!
Bar „Rozdroże” w małopolskich Babicach zakończył prosperować jakiś czas temu. Jednak już pod koniec lat 90-tych
moja stopa nie miała powodu aby przekroczyć próg tego wyjątkowego niegdyś
miejsca. Piwo jak
zwykle lało się tam strumieniami a stojący w drugim pomieszczeniu fliper i automaty do gier... ku
mojej rozpaczy, zniknęły stamtąd na zawsze! Do teraz kręci się w oku
łza kiedy wspominam tamte beztroskie
i piękne momenty, które do końca życia pozostaną już nienaruszone. Teraz sala w budynku stoi ciemna, pusta i zapomniana a duchy tamtych czasów jeszcze do dziś chowają się pewnie po kątach............
i piękne momenty, które do końca życia pozostaną już nienaruszone. Teraz sala w budynku stoi ciemna, pusta i zapomniana a duchy tamtych czasów jeszcze do dziś chowają się pewnie po kątach............
MATEUSZ - SUKER - WĄTROBA























Brak komentarzy:
Prześlij komentarz