Wiosenna pora to okres w którym w pobliżu stawów i
akwenów wodnych, żaby w większych niż zwykle ilościach, wychodzą na drogi i
najczęściej lądują pod kołami pędzących samochodów. W grze Frogger
staramy się temu zapobiec!
W mojej miejscowości jeśli zachodzą
jakieś mało istotne zmiany i związane z nimi wydarzenia lub
najzwyczajniej w otoczeniu coś ciekawego się dzieje od razu jest o tym
głośno i nie ujdzie to niczyjej uwadze. Taki stan rzeczy ma miejsce ze
względu na niewielki gabaryty miasteczka w którym mieszkam. Nie inaczej
było również na początku lat dziewięćdziesiątych kiedy to krążyły
pogłoski, że w pobliżu centrum ktoś zlokalizował wielki, tajemniczy obiekt!
Na zagadkowość omawianego przedmiotu wpływał fakt, że z jego wnętrza dochodziły bliżej nieokreślone, dziwaczne dźwięki. Jazgot był na tyle donośny, że wylatywał na ulicę i wzbudzał zainteresowanie oraz ciekawość przechodniów, którzy ze względu na potężną moc decybeli na moment przystawali, mierząc wzrokiem metalowego kolosa!
Droga do miejscowej szkoły do krótkich nie
należała. Wychodząc z domu o porze późniejszej niż siódma czterdzieści,
przeważnie miałem olbrzymi kłopot aby zdążyć jeszcze przed dzwonkiem,
oznajmiającym rozpoczęcie zajęć. Nie raz zdarzało mi się przeczekać w
szatni do dzwonka kończącego pierwszą lekcję, paradując nad ziemią
pomiędzy ubraniami moich rówiesników w taki sposób, aby nie zostać
przypadkiem zauważonym przez sprzątaczki, czego następstwem mogła być
wizyta na dywaniku u dyrektora i domowy „szlaban”, hehe.
Tego
pamiętnego dnia, wyszliśmy z sąsiadem trochę wcześniej, a już na pewno
na tyle bezpiecznie aby spokojnym krokiem zawitać na czas w szkolnych
murach. Kiedy mijaliśmy centrum, nic szczególnego nie zwróciło naszej
uwagi. Dopiero po pewnym czasie do naszych uszu zaczęły dobiegać jakieś
bliżej nieokreślone sygnały. Co tam się dzieje? Zadaliśmy w myślach
pytanie na które nie mogliśmy znaleźć szybkiej, racjonalnej odpowiedzi.
Momentalnie zderzyliśmy się zdziwionym wzrokiem i popędziliśmy ile sił
w stronę enigmatycznych odgłosów! Po chwili naszym oczom ukazał się podejrzany, potężny przedmiot, umieszczony na łące niedaleko cmentarza, czyli sceneria rodem z typowego horroru, hehe. Z daleka trudno było sprecyzować co to tak naprawdę jest. Podeszliśmy znacznie bliżej. Kolos miał wygląd metalowego pudła w kształcie prostokąta. Przyglądaliśmy się uważnie i spostrzegliśmy, że zaopatrzony był w niewielkich rozmiarów kółka. Niestety, czas naglił. Doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie kiedy odwiedzimy to miejsce po lekcjach i żwawym krokiem udaliśmy się w kierunku szkoły.
w stronę enigmatycznych odgłosów! Po chwili naszym oczom ukazał się podejrzany, potężny przedmiot, umieszczony na łące niedaleko cmentarza, czyli sceneria rodem z typowego horroru, hehe. Z daleka trudno było sprecyzować co to tak naprawdę jest. Podeszliśmy znacznie bliżej. Kolos miał wygląd metalowego pudła w kształcie prostokąta. Przyglądaliśmy się uważnie i spostrzegliśmy, że zaopatrzony był w niewielkich rozmiarów kółka. Niestety, czas naglił. Doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie kiedy odwiedzimy to miejsce po lekcjach i żwawym krokiem udaliśmy się w kierunku szkoły.
Zabrzmiał dzwonek. Nareszcie! Pomyślałem. Sąsiad
od dłuższego czasu czekał na mnie na korytarzu, bowiem skończył naukę
godzinę wcześniej. Wyjątkowa ciekawość nie dawała nam spokojnie
zapanować nad sobą i zebrać myśli, także czym prędzej pobiegliśmy w
interesujące nas miejsce. Jak wielkie było nasze zdziwienie kiedy
dotarłszy do celu, zastaliśmy sporo kumpli ze szkoły!
Gromadzili się przed budą lub zajmowali schody, które prowadziły do
wejścia. Ze środka dało się uchwycić kilka znajomych odgłosów, które
przekrzykiwano wśród zgiełku i całego tego zamieszania. Raz po raz z
hukiem otwierały się drzwi a w nich pojawiały się mniej lub bardziej
znajome twarze na których rysował się szeroki uśmiech. Po krótkich
oględzinach udaliśmy się z kolegą na schodki by po chwili szarpnąć za
klamkę i wejść do środka...
Pamiętacie
charakterystyczne budy z automatami do gier video? Ja swego czasu
znalazłem się właśnie
w jednej z nich. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że ze względu na panujący tam galaktyczny klimat, niezwykle trudno było się stamtąd wydostać a chęć pokusy posiadania magicznego żetonu - smakowała cholernie wybornie!!!
w jednej z nich. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że ze względu na panujący tam galaktyczny klimat, niezwykle trudno było się stamtąd wydostać a chęć pokusy posiadania magicznego żetonu - smakowała cholernie wybornie!!!
Pamiętam stan euforii, towarzyszący nam od momentu wejścia do tajemniczego wozu! W budce znajdowało się sześć automatów do gier. Stoiska
były tłumnie oblegane w większości przez starszą młodzież, także
szansa dorwania się do stanowiska była znikoma. Zwłaszcza o tej porze
czyli tuż po lekcjach, chętnych do zabawy nie brakowało.
Mimo tego na wprost wejścia, jedna z maszyn stała zupełnie pusta. Załączone demo prezentowało skaczącą zieloną żabkę. Wtedy po raz pierwszy na własne oczy zobaczyłem produkcję studia Konami.
Staliśmy tak z kolegą przez dłuższą chwilę, wpatrzeni w tą intrygującą
rozgrywkę. Jednakże wtedy nie mieliśmy wyjścia
i musieliśmy obejść się smakiem z racji braku funduszy. Kieszenie jak na złość świeciły pustkami.
i musieliśmy obejść się smakiem z racji braku funduszy. Kieszenie jak na złość świeciły pustkami.
Był to wzmożony czas buszowania po
piwnicach, zarówno u sąsiada jaki i u mojej babci. Co było powodem? Sens
całej tej podziemnej operacji polegał na czyszczeniu półek z butelek - również tych procentowych, hehe - w celu uzyskania za nie złociszy,
które z podnieceniem wymienialiśmy na metalowe żetony,
wrzucane potem do automatów z grami. Reklamówki i materialne siatki,
dosłownie pękały w szwach od nagromadzonego szkła. Kilka butelek
spokojnie wystarczało na tyle automatowych monet, że do domu wracaliśmy
tuż przed zachodem słońca. Achhhh, to były czasy!!!
Meritum rozgrywki, polegało na bezpiecznym
doprowadzeniu żaby do celu, który znajdował się na końcu ekranu. Nerwowe
poczynania wymuszał umykający pasek czasu. Płazem sterowało się
niesamowicie płynnie i subtelnie! Poruszaliśmy się w
jednej i niezmiennej lokacji z dołu ku górze, która w miarę progresu,
nabierała kosmetycznych zmian i udziwnień. W tamtych czasach, zabieg
związany z zastosowaniem śladowych różnic pomiędzy poszczególnymi
levelami był czymś zupełnie normalnym. Dziś takie ubogie rozwiązanie by
nie przeszło. Mówilibyśmy o liniowości, odtwórczości i braku wizualnego
bogactwa.
Podczas wykonywania skoku do naszych uszu dochodził charakterystyczny, „klikający” dźwięk.
Autorzy dali nam też możliwość poruszania się żabką na boki. Jedynie
ruch pod kątem nie wchodził w rachubę. Gracz mógł nawet zwyczajnie
zawrócić do punktu w którym rozpoczynaliśmy zmagania. W pierwszej fazie
zabawy, gimnastykowaliśmy żabę przeskakując na drugą stronę ruchliwej
przelotówki. Emocje gigantycznie wzrastały kiedy szybko i zwinnie
unikaliśmy pojazdów a trotuar był już o jeden skok. Ulica tętniła życiem
a ruch
z każdym poziomem stawał się coraz bardziej wzmożony. Na jezdni zmuszeni byliśmy omijać samochody różnej maści, począwszy od osobówek, wyścigowych, dostawczych po ciężarowe. Auta różniły się od siebie barwą, kształtem i gabarytami.
z każdym poziomem stawał się coraz bardziej wzmożony. Na jezdni zmuszeni byliśmy omijać samochody różnej maści, począwszy od osobówek, wyścigowych, dostawczych po ciężarowe. Auta różniły się od siebie barwą, kształtem i gabarytami.
Jeśli próba kończyła się fiaskiem, zamiast żabki pojawiała się czaszka i
krótki dźwięk oznaczający zgon. Rozgrywce towarzyszyła powtarzająca się
po jakimś czasie ścieżka dźwiękowa. Podobnie było w przypadku kiedy
ukończyliśmy misję. W niektórych fragmentach gry, słychać było także
uliczny zgiełk i odgłos pędzących samochodów. Każdy z
pojazdów w zależności od dostępnego poziomu, jechał ze stałą dla siebie
prędkością w linii prostej. Im wyższy osiągaliśmy level tym rzecz jasna,
trudniej było nam przejść przez szosę. Kiedy szczęśliwie dostaliśmy się
na chodnik po którym nierzadko grasowały węże, nasze zadanie polegało na sprytnym przemieszczeniu się na brzeg przez rwący potok.
Zwinne zaliczanie po drodze olbrzymich, drewnianych bali i wodnych
ssaków płynących z biegiem rzeki, doprowadzało do tego, że
w efekcie końcowym, pozostawał nam skok w jedno z kilku wyznaczonych pól.
w efekcie końcowym, pozostawał nam skok w jedno z kilku wyznaczonych pól.
Nie zawsze finałowe miejsce było bezpieczne. Od czasu do czasu, gracz zmuszony był poczekać aż zniknie stamtąd na przykład czyhający krokodyl.
Innym razem, wlatywała tam mucha i po jej zjedzeniu, otrzymywaliśmy
pokaźniejszą ilość punktów. Strona wizualna powodowała super pozytywne
odczucia, głównie ze względu na miłe dla oka i kolorowe plansze. W wodzie
pływały odrębne gatunki morskich żółwi
i olbrzymie aligatory w nietypowych odmianach. Frogger był niezwykle lekki i przystępny w odbiorze.
W grze odwiedziłem dość dużo poziomów, jednak na tyle mało, że nie ukończyłem tego niezwykle interesującego tworu.
i olbrzymie aligatory w nietypowych odmianach. Frogger był niezwykle lekki i przystępny w odbiorze.
W grze odwiedziłem dość dużo poziomów, jednak na tyle mało, że nie ukończyłem tego niezwykle interesującego tworu.
Sens zabawy w założeniu był błahy ale w praktyce okazał się tworem na miarę jednej z najbardziej oryginalnych i pomysłowych produkcji tamtego okresu!!!
Grę zręcznościową Frogger,
utożsamiam przede wszystkim z opisywanym salonem gier, który
odwiedzałem przez kilka miesięcy. W tytuł o żabie w roli głównej,
zagrywałem się bez pamięci, także na grach telewizyjnych z bazaru jak
również na Commodore 64. Gra powstała w 1981 roku i została
wydana jeszcze na inne platformy w różnych odmianach. Jakiś czas później
z ogromnym żalem przyjąłem wiadomość, że budka z automatami tajemniczo
zniknęła i słuch o niej zaginął. Do dzisiejszego dnia, plac stoi tam
pusty.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz