niedziela, 25 stycznia 2015

Zakurzone Studio 5 - "Gopher"


Jako dzieciak, pamiętam sytuację w której mój tata, próbował wszelkich możliwych sposobów aby schwytać buszującego po ogrodzie kreta. Jakiś czas potem los zrządził, że zupełnie nieoczekiwanie, sam znalazłem się w podobnej sytuacji.

Tak, w podobnej, bowiem rzekomy kret widziany oczami dziecka był tak naprawdę susłem. Bez zbędnego kombinowania, poszedłem na żywioł, dzierżąc w dłoniach jedynie łopatę sztychówkę. Bycie rolnikiem do prostych nie należy o czym doskonale przekonałem się w późniejszym okresie. Chcąc spróbować farmerskiego fachu, zasadziłem na działce kilka marchewek. Dzięki pielęgnacji, podlewaniu i sumiennemu doglądaniu, dorodnie rosnących z dnia na dzień warzyw, cieszyłem się na samą myśl, że lada dzień wielka 
i soczysta marchew, będzie w sam raz do schrupania!

Jak ogromne było moje zdziwienie kiedy dowiedziałem się, że sama uprawa to jedno a ochrona przed intruzami zasadzonego mienia to zupełnie inna para kaloszy. Pewnego dnia postanowiłem odwiedzić moje marchewkowe pole, wcześniej niż zazwyczaj. Na grządkach zawitałem jeszcze w czasie kiedy okolice przykrywał gęsty mrok. Serce biło mocniej z każdą chwilą w której zbliżałem się do farmy bo z wnętrza ziemi, dochodziły na powierzchnię nieokreślone i zarazem drażniące dźwięki. 

Atari 2600 - konsola gier video z 1977 roku!!!!!

Zdezorientowany i poirytowany, stałem nad sadzonkami nie wiedząc co począć. Wtem charakterystycznemu wydźwiękowi towarzyszyć zaczęły lekkie deformacje terenu. Bez namysłu pochwyciłem leżącą tuż obok łopatę! Zrozumiałem, że mordercza walka ze szkodnikami, będzie jednocześnie przeprawą przez piekło.

Porwałem kumplowi kontroler i tak rozpoczęła się moja przygoda w ogrodzie, bowiem produkcję Gopher 
z 1982 roku od studia US Games, również mogę zaliczyć do mojej bogatej biblioteki wiekowych, miodnych 
i niezapomnianych tytułów! 



Kret był niezwykle zwinny, sprytny i szybki! W niektórych momentach, gracz zmuszony był wytężyć maksymalnie uwagę i wykazać się nietuzinkowym refleksem aby zapobiec atakom nieproszonego gościa. A było czego chronić, ponieważ na naszym polu rosły piękne i apetycznie wyglądające marchewki!

Sterowany przez gracza rolnik, ubrany był w ciuchy, niekoniecznie przypominające te robocze. Zielony sweterek, coś na kształt markowych dżinsów i eleganckie buciki, równie dobrze pasowałyby na randkę, hehe. Dodając do tego wielki, „oczorąbny” kapelusz, bohater bez namysłu mógłby wziąć udział w innej, wirtualnej przygodzie. Zobligowany byłby jedynie zamienić szuflę na broń palną. 

Konsola Atari VCS 2600 z 1986 roku

Mechanika rozgrywki dawała niezłą frajdę, zwłaszcza na samym początku wirtualnej gonitwy z łopatą. Pole manewru mieliśmy niewielkie z racji tego, że poruszaliśmy się jedynie w prawo i w lewo. Kilka posadzonych i okazałych marchewek, stało się łakomym kąskiem dla buszujących w podziemiach szkodników. Natomiast my ze swoim specjalnym narzędziem, mieliśmy dla jarzyn stanowić fortecę!

W aspekcie wizualnym, mogliśmy wnioskować, że tło stanowiła noc, ponieważ część powierzchni za nami, wypełniała czarna, nieprzenikniona otchłań. Dwie warstwy urodzajnej gleby, stanowiły pole do popisu dla kreta i naszej szpadelki. Natręt formował najpierw pod grubą warstwą ziemi tunele, po czym najczęściej błyskawicznie i nieoczekiwanie rył kolejny korytarz, prowadzący go coraz bliżej do pomarańczowego kąska. Kiedy solidnie oberwał żelastwem na chwilę mieliśmy spokój, ale niestety dla naszych upraw, za moment ponownie zaczynał węszyć, on lub jak zapewne można się domyślić, jego towarzysze po fachu.


Paradoksalnie farmer przez cały czas trwania misji był uśmiechnięty, tak jakby ochrona sadzonek, stanowiła miłą zabawę. Dla graczy owszem, ale dla niego? Przy każdym efektywnym ciosie, gospodarz gwałtownie 
i szeroko otwierał usta, które bez przerwy pozostawały w błogim stanie. Za osiągnięcie celu w postaci odstraszenia zwierzątka, otrzymywaliśmy stosowne punkty w zależności od tego czy sięgnęliśmy kreta czy jedynie zasypaliśmy wydrążony tunel.

Gra działała płynnie, dlatego poniekąd odprężające chwile w ogródku, wytwarzały pozytywną energię 
z telewizora. Przy zaistniałych sytuacjach, towarzyszyły nam osobliwe odgłosy, choćby podczas ultraszybkiego zjadania marchwi, zasypywania kretowin czy spadającego z nieba paskudztwa za które odpowiedzialny był fruwający okaz. Także poruszający z zachwytu śmiesznym języczkiem krecik, który zaraz znajdował sposobność aby połknąć warzywa, powodował nietypowy dźwięk.


Od czasu do czasu nad farmą przelatywał ptak, który próbował użyźnić glebę albo nasz kapelusz, haha. Plusem opisywanego kodu było po części to, że aby zobaczyć kreta, nie trzeba było mieć „anielskiej cierpliwości”, bowiem szkodniki wychylały się na powierzchnię w zastraszających ilościach, hehe.

Gość w kapeluszu uganiający się za upartym kretem, który przypominał małego pieska a w ostateczności okazał się susłem, był raczej produkcją, która po długim czasie trochę nużyła a nawet irytowała. Gopher to tytuł, który nie zrobił mi „dziury w mózgu” ale na trzy tuziny wakacyjnych wieczorów - pasował idealnie!

                                                                                                                        
                                                                                                                         Mateusz-Suker-Wątroba 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz