niedziela, 12 kwietnia 2015

Zakurzone Studio 9 - "Arkanoid"



Wyobrażacie sobie sytuację w której kawałek ruchomego podłoża, którym odbijamy zlepek pikseli, dosłownie „zamiata" naszym umysłem i powoduje, że wszystko co dzieje się wokół, przestaje mieć znaczenie? 


Rok szkolny dobiegał końca. Czerwcowy upał dawał się we znaki na tyle, że porwaliśmy z Pauliną materac oraz dętkę z traktora, którą ofiarował mi mój dziadek. Początkowo miała ona być przeznaczona do oswajania się z wodą i nauki pływania a służyła mi do zabawy, nieprzerwanie przez wiele dziecięcych lat. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze po koleżankę, której rodzice prowadzili olbrzymie gospodarstwo i byli właścicielami niewielkiego stawu rybnego, ulokowanego za malowniczym wzniesieniem wśród rozległych łąk. Miejsce to było wyjątkowo piękne o tej porze, zważywszy na fakt, że akwen znajdował się u podnóża lasów.
 
Atari 800XL

Po powrocie sięgnąłem do lodówki i dorwałem się do orzeźwiającego napoju. Upał ani myślał ustąpić. Usiadłem na balkonie i sączyłem sok. Przez kilka ostatnich dni, uczucie wyjątkowego oczekiwania ogarniało mój umysł. W okresie letnim, widok z wysoka na potężny ogród, zawsze wzbudzał we mnie zachwyt. Dzisiaj miała właśnie nastąpić ta niecodzienna chwila, ponieważ z Krakowa jechał już do mnie magiczny sprzęt elektroniczny!

W wizycie znajomego nie było by nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że kupił niedawno nowy komputer  
a używany podobno miał oddać za symboliczną kwotę. Chociaż w zasadzie do dzisiaj nie wiem jak w kwestii finansowej była ta sprawa załatwiona. W sumie nie miało to dla mnie większego znaczenia, bowiem liczył się fakt i nieopisane pragnienie posiadania sprzętu do wirtualnej zabawy. Zupełnie nie wiedziałem nawet jakiego rodzaju komputer będę miał okazję użytkować.


Jakiś czas potem zauważyłem dwie postacie, które rozmawiały ze sobą przy głównej drodze. Z balkonu nie bardzo mogłem dostrzec kto tam się znajduje ze względu na zazielenione gałęzie drzew, które zasłaniały pole widzenia i utrudniały identyfikację osób. Po chwili uświadomiłem sobie, że to właśnie przyjechał znajomy jednak po krótkiej rozmowie przy bramie z tatą, zniknął najprawdopodobniej testować przywieziony komputer ale gdzie indziej. Byłem wściekły, że sprawy potoczyły się w tak nieprzewidziany dla mnie sposób.

Noc była wyjątkowo ciepła. Moja ciekawość w końcu wzięła górę. Wymknąłem się ukradkiem z pokoju 
i wybiegłem na ogród. Zerknąłem na jezdnię. Pusto. Pamiętam jak biegłem przydrożnymi rowami jako dzieciak, wśród blasku ulicznych lamp. Wtem dwie postacie wyłoniły się z nocnego mroku. Plecak wiszący na ramieniu pana Zbyszka sugerował, że to faktycznie może być jeszcze niezapomniany wieczór. I tak 
w istocie było. Zawróciłem czym prędzej w stronę ogrodu, jednak jak na złość droga powrotna wydawała się być wyjątkowo długa.

Nigdy nie zapomnę tych wspaniałych, beztroskich chwil, kiedy rozkładaliśmy na skleconym naprędce drewnianym stole cały sprzęt, a czarno-biały telewizor rozgrzewał się przez kilka długich momentów. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że tajemnicze pudło z napisem Atari 800XL, posiada wewnątrz zagadkową zawartość, która spowoduje kilometrowe wyrwy w moim życiorysie!



Czarna klawiatura a z boku kilka srebrnych, charakterystycznych klawiszy. Do tego dwa dżojstiki, magnetofon i zasilacz. Kiedy wszystko zdawało się już być podpięte i gotowe do zabawy, znajomy wysypał całą zawartość swojej torby z której z łoskotem wyleciały kasety. Było ich całe mnóstwo! Pudełka z tytułami gier poopisywane były czarnym i niebieskim długopisem.

I tak zaczęła się moja przygoda z komputerem Atari. Z racji posiadania olbrzymiej biblioteki dostępnych tytułów, grałem w przeróżne produkcje. Jednakże jedna z nich szczególnie utkwiła w mej pamięci, dając tak naprawdę początek przygody z tym sprzętem. W istocie tytuł był skonstruowany w  sposób tak banalnie prosty i prymitywny ale dosłownie miażdżył swoim klimatem! Potężna dawka grywalności, zawładnęła moim codziennym życiem. Jestem przekonany, że większość z Was kojarzy ten tytuł.

Mowa oczywiście o kultowej grze Arkanoid. Nasze zadanie polegało na jak najdłuższym odbijaniu kulki, która z kolei burzyła ułożone w różnoraki sposób klocki. Im więcej figur zdołaliśmy rozbić tym pokaźniejsza była nasza zdobycz punktowa.



Na wyższych poziomach, autorzy przygotowali dla nas szablony o różnym zabarwieniu. Paleta kolorów była na tyle zróżnicowana, że miło wpadała w oko. Mam tu na myśli zarówno zbijane obiekty jak i otoczenie. Oprócz odcieni, na wyższych rundach klocki zaczęły przybierać przeróżne i dziwaczne kształty. Jakby tego było mało ich wielkość także zaczęła się zmieniać. Poprzez takie zabiegi, użytkownik odnosił wrażenie jakby gra cały czas postępowała i diametralnie zmieniała swoją postać. W istocie mieliśmy nadal do czynienia z tą samą lokacją, jednakże ubraną w inną formę o tej samej treści. W Arkanoid znajdowały się również bryły, które dewastowaliśmy dopiero po kilkukrotnym ich trafieniu. Wtedy to modele charakterystycznie migały.

W każdej z dostępnych plansz nie bez znaczenia na osiągnięty przez gracza rezultat, pozostawało inne rozmieszczenie i ułożenie klocków w poszczególnych lokacjach. Kula odbijała się również od boku ekranu, także trzeba było uczyć się antycypować.


Różnorodności zabawie dodawał motyw z powiększającą się od czasu do czasu sterowaną przez nas paletką w kształcie prostokąta. Taką możliwość otrzymywaliśmy po złapaniu odpowiedniego bonusu, który spadał po wcześniejszym trafieniu przez nas wyznaczonej figury. Następowała nieopisana frajda, bowiem nabijanie postępów stawało się przez dłuższy okres czasu bardziej przystępne a ukończenie danego poziomu, nieporównywalnie szybsze i wygodniejsze!


Jednak to co najlepsze kiedyś się kończy. Czasowe udogodnienie w końcu przestawało być aktywne 
i rozgrywka wracała do swojej pierwotnej postaci. Tak samo w przypadku kiedy kulka sprytnie nam uciekła 
i nie zdążyliśmy jej zwyczajnie odbić co prowadziło do utraty życia i zebranego aktualnie usprawnienia. Kiedy stwierdziliśmy, że odkryty dodatek nie jest w naszym guście, mogliśmy po prostu zwyczajnie go zignorować.

Według mojego odczucia, jednym z podstawowych czynników napędzających rozgrywkę była możliwość aktywowania całej masy dodatków niewidocznych dla oka i poukrywanych w środku niektórych klocków! 
W sytuacji gdy zbiliśmy takowy kształt, wypadała z niego premia do uchwycenia, która aktywowała na przykład "bullet time", wydłużenia naszego prostokąta, możliwość strzelania, efekt magnesu czy odbijania na raz trzech piłeczek zamiast jednej co umożliwiało łatwiejsze zgarniecie całej puli! Były także widoczne tak zwane „przeszkadzajki”, które poruszały się po planszy a ich strącenie nierzadko miało niebagatelnie znaczący i pozytywny wydźwięk końcowy.



Dostępnych misji było co niemiara. Osobiście nigdy nie miałem okazji ukończyć tej wspaniałej produkcji. 
Z jednej strony mechanika rozgrywki to był poniekąd utarty do granic możliwości schematyzm, który mógł jednoznacznie wskazywać na wyjątkowo krótką żywotność gry. Nic bardziej mylnego! Wbrew pozorom był to jeden z tych kawałków kodu, który z jednej strony padł ofiarą liniowości ale paradoksalnie właśnie ze względu na nią, w takiej formie, dawał GIGANTYCZNĄ dawkę grywalności!!!

 
Nierzadko piłka utkwiła na moment pomiędzy stosem poukładanych w odgórnie narzuconym porządku klocków. W takiej sytuacji, kuleczka samoistnie „czesała” nam punkty, coś na wzór fliperów w salonach gier kiedy śrut lawiruje bezpańsko pomiędzy zamontowanymi premiami. Wtedy tak naprawdę niezależnie od naszej ingerencji, szlifowaliśmy jak najwyższy rezultat dopóty, dopóki odbijany model z powrotem nie wydostał się na wolną przestrzeń. 

Manewr w postaci efektywnego uderzenia kulki pod określonym kątem, również wchodził w rachubę. Dzięki implementacji takiego patentu, mieliśmy wrażenie, że trafiony przez nas ruchomy punkt, zmieniał swoją trajektorię lotu co dawało złudzenie „podkręconej piłki”. Nie inaczej było z siłą uderzenia. Kiedy zaatakowaliśmy kłębek z impetem, potrafił on zdecydowanie szybciej, mocniej i efektowniej porozbijać umieszczone nad nami bloki!



Produkcja studia Taito, wypuszczona została na rynek w czasach kiedy zapewne większości z Was nie było jeszcze na świecie bo w 2016 roku. Później Arkanoid doczekał się wielu kontynuacji i usprawnień techniczno-wizualnych w różnej postaci. Także inne, dostępne platformy, otrzymały swój port gdzie niebagatelne znaczenie na odbiór gry, miał tryb dla dwóch graczy! Dla przykładu w 2009 roku, pojawiła się nawet wersja na Xboxa 360, dostępna za pośrednictwem usługi X-Box Live. Osobiście kocham Arkanoid bez zbędnych udziwnień w najprostszej z możliwych na rynku wersji!!!

Zobacz też wcześniejszą część "Zakurzonego Studia"!!!

                                                                                                                          Mateusz-Suker-Wątroba

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz